piątek, 10 sierpnia 2012

jak to było...

... kiedy się robiło zdjęcia aparatem niemającym żadnej (sic!) baterii... kiedy trzeba było przemyśleć kadr, czas naświetlania (opcjonalnie przysłonę, o ile ma się sprawny sprzęt...;) )... i kiedy najpierw trzeba było przez swoje roztargnienie przemierzyć wzdłuż i wszerz obce miasto, żeby gdzieś kupić film? a może i ten przymusowy spacer ma znaczenie, pełniąc rolę "oswajacza z przestrzenią"?










Budapeszt, lipiec 2012

2 komentarze:

  1. Mają analogi swój urok, oj mają... :). Pamiętam kupowanie filmów do najprostszej małpki. Takich fotek nigdy nie miałam okazji robić. Nostalgicznie :).

    OdpowiedzUsuń
  2. Bańki lepsze niż w wydaniu cyfrowym! Mówię zdecydowane tak tym zdjęciom i zachęcam do dalszych eksperymentów, także z kolorową kliszą. Na razie uprasza się o lepszy aparat, choć nawet jeśli dalej będziesz używać tego, jestem skłonna zapozować przed nim niemal do wszystkiego (z aktem włącznie ;).

    OdpowiedzUsuń